top of page

Rio de Zegrzyneiro

Aleksandra Lipińska, Lancaster University

Chcąc poczuć się w jakikolwiek sposób produktywnie, spoglądam na kartkę z napisem „Lista miejsc do zobaczenia w 2020”. Napisałam ją równo 193 dni temu, a od tego czasu jedynie ona pozostała taka sama. Nadal przy nazwach miast widnieją puste kwadraty, czekające z utęsknieniem na literę “X”. Jak głosi staropolskie przysłowie, ile kto ma cierpliwości, tyle ma mądrości. A ja mam jej mało, zatem pragnę praktykować wakacyjny patriotyzm. Zamieniam Tour de France na Tour de Pologne. Od razu po sporządzeniu nowej listy nasuwa mi się kluczowe pytanie. Czy wakacje pod namiotami lub we Władysławowie będą wyglądały lepiej, chociażby lepiej na Instagramie, od Koloseum w tle lub nadmorskich, hiszpańskich palm? Czy Pałac Kultury może być tegoroczną Wieżą Eiffla?

 

Zaproponowany przez Ministerstwo Rozwoju „Bon turystyczny” ma wejść w życie już w te wakacje. Będzie można go wykorzystać na m.in. opłacenie pobytu w hotelu. Jednak na razie prace nad nim ustały, choć wakacje już trwają. Rodzicom dziecka w rodzinie do osiemnastego roku życia przysługuje bon o wartości 500 zł dla całej rodziny. Bon ma na celu wsparcie polskiej turystyki, jak i rodzin. Czy naprawdę jest on potrzebny? Według Aleksandry Sobczak, wicenaczelnej „Gazety Wyborczej”, powoduje on tylko opóźnienia. Zamiast wydawać własne pieniądze, ludzie czekają na środki od państwa, kiedy o tej porze już wszystko powinno być załatwione. Ale te osoby nie są jedynymi bez planów. Następne miesiące stoją pod znakiem zapytania jeśli chodzi o kwestie urlopowe, gdyż pandemia wywróciła turystykę do góry nogami. Według magazynu Forbes 42% Polaków planuje spędzić urlop w ojczyźnie. Liczba ta jest jedynie o 6% większa niż w zeszłym roku. Szczerze mówiąc, myślałam, że więcej rodaków zdecyduje się na eksplorację Polski w obecnym czasie. Na urlop za granicą będzie jeszcze czas, Rzym mi nigdzie nie ucieknie, a nawet jeśli - nadgonię go. Chociażby dlatego, że mam internet. Dzięki niemu nawet byłam na festiwalu Open’er, który co roku jest obowiązkowym punktem mojego wywczasu. Jednak tym razem bez bagażu i podróży pociągiem do Gdyni. Obyło się bez zapachu kiełbasy w PKP, a także deszczu w butach i zatkanych uszu. Zaoszczędziłam trochę pieniędzy, ale w zamian zostałam ogołocona z doświadczeń. 

 

Sama, podczas poszukiwań pomysłów na tegoroczne oderwanie się od rutyny bez wyjeżdżania z kraju, odkryłam, że słowo wakacje nie jedno ma imię. Terminy takie jak “staycation”, “city break” czy “booze cruise” to jedne z wielu rodzajów spędzania wolnego czasu. Jednakże, gdy wybieramy się na krótki urlop, musimy pamiętać by mówić #getaway, ponieważ to angielskie słowo na Instagramie zbiera więcej polubień niż #krótkiurlop. Za dużo, za szybko, za głośno. Aby odpocząć od miejskiego zgiełku, wyjątkowo przebyłam 200 km zamiast 2400. Całodzienne pływanie w jeziorze i nocna gra w podchody umożliwiły mi powrót do dzieciństwa. A na obiad jadłam bardzo dużo węglowodanów, bo dlaczego nie? Nic mnie nie obchodziło poza tym co dzieje się tu i teraz. Zwolniłam, nie sprawdzałam wiadomości, zjednoczyłam się z naturą. Nie zrobiłam zdjęć godnych udostępnienia. Czułam się rześka, beztroska, prawie oderwana od rzeczywistości (choć komary mi przypominały o tym, że nie jestem nietykalna). 

 

Mocząc stopy w wodzie zaczęłam się zastanawiać, czemu nie robię tego częściej? Czemu wylatuje z klatki do wielkiego świata, nie znając dobrze własnego? Cudze chwalicie, swego nie znacie. Moja wielka wina, dlatego w tym roku wyprowadzam siebie z tego błędu, bo przygoda nie zawsze musi być odległa. Znajdujące się zaledwie 40 minut od Warszawy, Rio de Zegrzyneiro, czyli Zalew Zegrzyński, jest dla wielu osób w pewien sposób namiastką urlopu w Sopocie. Jedyną różnicą między dwoma miejscami jest brak haseł takich jak „Wata, piwo, paluszki, kukurydza!”. Z kolei, gdy staniemy pod dobrym kątem i użyjemy filtra, można pokusić się nawet o #summergoals. 

 

Ten rok jest rokiem niespełnionych obietnic, nie tylko tych wyborczych. Moja lista musi poczekać jeszcze rok. Mówię jej sorry from the mountain i w tym roku poznaję Polskę regionalną. Was też do tego zachęcam, ponieważ, jak to mówił Terry Pratchett - przygoda jest mieszaniną marnego jedzenia, niewyspania i dziwnych osób.

bottom of page